Table Of ContentKuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
Maciej Kuczyński
ŻYCIE JEST MYŚLĄ
Część I
Od Autora
Już od swojego zarania ludzkość intuicyjnie wiedziała, że istnienie nie
ogranicza się do
wymiaru materialnego. Niestety (na szczęście tylko na krótko – tego jestem
pewien), dała się
zbałamucić materialistycznym prorokom nauki. Ich niedobitki jeszcze dziś
powtarzają ze ślepym
uporem te dwa osławione, głupie, puste, nieszczęsne słowa Jacquesa Monoda, które
już na
zawsze pozostaną hańbą nauki XX wieku i pomnikiem ograniczenia umysłu ludzkiego:
konieczność i przypadek. Konieczność i przypadek... Ponieważ jednak naukowcy
mówiący o
twórczym działaniu przypadku, czyli chaosu, dyskwalifikują się sami, zostawmy
ich w spokoju i
pozwólmy, tak jak dinozaurom, odejść do niebytu.
Dzisiaj już inni tworzą awangardę poznania. Wciąż powiększa się grupa fizyków i
biologów,
którzy zaczynają dostrzegać realność niedostrzeganego dotychczas czynnika, może
nawet
wymiaru rzeczywistości, animującego świat zjawisk. Wiedzą oni doskonale, że w
wielu
zakresach możliwości poznania metodami naukowymi zostały wyczerpane i dalszy
postęp będzie
możliwy jedynie wtedy, gdy zostanie uznane istnienie rzeczywistości złożonej.
Zaskakujące, jak
bardzo zbliżają się tym do doświadczeń mistycznych, o całe epoki wyprzedzających
powstanie
nauki!
W książce tej podejmuję próbę wskazania wielu takich okien, do których w końcu
dotarła
nauka i przez które obawia się wyjrzeć, w przeczuciu, że tam, po drugiej
stronie, „szkiełko i oko”
nie przydadzą się na nic. Hipoteza, którą tu rozwinę, u wielu wzbudza
najzaciętszy sprzeciw,
choć jej przesłanki wcale nie są kruche. Uznałem, iż warto by głos zabrał
właśnie amator, nie
krępowany rygorami prac naukowych, nie obawiający się złośliwości specjalistów,
mogący
swobodnie mówić o rzeczach całkiem nowych.
Zresztą, gdy grozi katastrofa, każdy pomysł wskazujący ratunek jest cenny. A
przecież my i
nasz ziemski świat, za naszą zresztą przyczyną, zbliżamy się do katastrofy. I
zagrożenie to nie
przychodzi z materialnego wymiaru, jak mogłoby się wydawać. Wszelkie jego
namacalne oznaki
w przyrodzie są tylko skutkiem i odbiciem tego, co dzieje się w tej sferze, tym
obszarze, który
Strona 1
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
bardziej niż zmysłom i ciału, bliższy jest ludzkiemu umysłowi oraz świadomemu i
nieświadomemu myśleniu.
3
Życie jest myślą
Fizyka i biologia, ta druga nauka nawet częściej, w swoich odkryciach, nie tylko
zresztą
najnowszych, dotarły wielokrotnie do takiej granicy, poza którą widać już inny
plan
rzeczywistości. Będę go nazywał „subtelnym”, jest bowiem nieuchwytny dla zmysłów
i aparatów
pomiarowych, chociaż, na liczne sposoby objawia swe istnienie w sposób pośredni.
Gdy
nauczymy się go badać, stwierdzimy być może, iż między obu planami nie ma
wyraźnej granicy;
przenikają się wzajemnie, ten pierwszy jest na drugim osnuty, oba zaś tworzą
nierozdzielną
całość.
Wszystko, co widzimy w naturze: kształty chmur i drzew, pokrój świerków i dębów,
wykrój
liści klonu, kształt skrzydeł motyli, postacie żyrafy i foki, ich ruchy i
zachowania, taniec pszczół i
tokowanie głuszców, kocie ruchy kota i wężowe węża, wędrówki ptaków przez pół
globu, żółwi
przez oceany, wszystko to w tajemniczy sposób niezmienne powtarzające się w
każdym
pokoleniu, choć nie dziedziczone przez geny, jest takie dlatego, że wspiera się
na niewidzialnej
kanwie odwiecznych wzorców, obecnych wszędzie w przestrzeni. One to sprawiają,
że nowo
powstająca istota, wyrastająca czy to z nasienia brzozy, czy z jaja pingwina,
ułoży swoje,
mnożące się przez podziały, komórki w kształt drzewa albo ptaka. Z kolei one,
jako całość,
zdołają się porozumieć i przyjmą zachowania od wieków utrwalone dla brzóz i
pingwinów.
Te subtelne wzorce nie tylko kształtują organizmy, ale kierują też ich
zachowaniem,
instynktownym u zwierząt, nieświadomym lub świadomym u ludzi. Nasza świadomość
jednak
ma zdolność przekształcania tych wzorców i stwarzania nowych. To ludzki umysł
stworzył
wzorzec zabijania człowieka czy niszczenia płodu przez matkę, wzorzec
odchodzenia od
świadomego istnienia, powrotu w mrok wegetatywnego bytu niższych zwierząt i
roślin, do czego
służą narkomania i alkoholizm. Wzorce są zapewne pierwszym elementem tego
głębszego planu
istnienia, jaki zdołaliśmy odkryć z pomocą obiektywnej obserwacji i jaki możemy
badać,
przynajmniej w pośredni sposób.
Zanim to uczynimy, spróbujmy określić, od czego chcemy odejść, jaką skórę
zrzucić, jakiego
Strona 2
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
pozbyć się ograniczenia, aby bez przeszkód móc oddać się nowemu myśleniu,
stworzyć nową
wizję istnienia. Tym czytelnikom, którzy już dawno ukończyli szkołę, chciałbym
przypomnieć
teorię Darwina, czy raczej jej współczesną odmianę, dość odległą zresztą od
pierwowzoru. To ją
właśnie będziemy musieli odrzucić jako nieprzydatną skorupę.
Ponieważ życie powstało raz tylko, niemal cztery miliardy lat temu i jak
sądzimy, już się nie
tworzy, jest rzeczą oczywistą, że wszystkie jego współczesne postacie muszą
pochodzić od form
dawniejszych, które się przekształciły. Sposób tych przekształceń – wbrew temu,
do czego
usiłują nas przekonywać uczeni następcy Darwina – pozostaje do dzisiaj wielką
tajemnicą.
Według uwspółcześnionej teorii ewolucji, każdy osobnik zwierzęcia czy rośliny
różni się od
pozostałych pewnymi cechami. Niektóre z nich ułatwiają swoim nosicielom obfitsze
mnożenie
się, dzięki czemu, rzekomo, stają się czynnikiem doboru naturalnego, stopniowo
wypierającego z
populacji inne osobniki, nie posiadające tych cech, a więc, jak się to powiada
„gorzej
4
przystosowane”. Sumując drobne zmiany zachodzące poprzez pokolenia, populacja
danego
gatunku przekształca się w inny. Tak więc, dla przemiany borsuka w tygrysa
potrzebne byłyby
drobne zmiany na poziomie genetycznym, czyli w treści genów, i bardzo długie,
geologiczne
okresy, pozwalające na zgromadzenie się w borsuczym ciele cech tygrysich. Borsuk
stopniowo
przestałby być sobą, stając się tygrysem. Zarazem potrzebny byłby nacisk
środowiska, który
wyeliminowałby niezdolne do przeżycia borsuki, pozostawiając osobniki o coraz
większej ilości
cech tygrysich.
Jedną ze słabości takiej hipotezy jest jej niezdolność wytłumaczenia, dlaczego
żadna z postaci
przejściowych, a w ciągu milionów lat powinno ich być wiele, nigdy się nie
zachowała. Nie
odnaleziono ich ani w materiale kopalnym, ani we współczesnym świecie. Wygląda
więc raczej
na to, że „ewolucja” odbywa się skokami.
„Odkrycie przez Barghoorna w Swazilandzie mikrobów sprzed 3.400 milionów lat
prowadzi
do wstrząsającego wniosku: przemiana nieożywionej materii w bakterie zajęła
mniej czasu niż
przejście od bakterii do dużych, złożonych organizmów. Życie towarzyszyło Ziemi
niemal od
początku istnienia Planety.” (Lynn Margulis i Dorion Sagan, Microcosmos: four
billion years of
Strona 3
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
microbial evolution. New York 1986: Touchstone).
Mutacje, stopniowo przekształcające organizm, mają powstawać w wyniku zmian
genów oraz
zmian struktury i liczby chromosomów. Obliczono nawet, że w jednym genie, w
jednym
pokoleniu, zmiany występują z częstotliwością od 105 do 106. Istotnie, aby takie
zmiany mogły
się zsumować i to w sensowny sposób, potrzebne są niewiarygodnie długie okresy.
Ale idźmy
dalej. Mutacje genów są wywoływane przez promieniowanie jonizujące (promienie
Rentgena,
gamma i korpuskularne), nadbiegające z kosmosu lub wytwarzane przez pierwiastki
promieniotwórcze. Wpływ mają także inne czynniki, jak promieniowanie
ultrafioletowe, duże
wahania temperatury czy substancje chemiczne.
Obserwujemy też mutacje naturalne, powodowane wewnątrzkomórkowymi, nieznanymi
nam
przyczynami, uważane również za pozbawione wszelkiej celowości i wywołujące
równie
bezcelowe zmiany na poziomie organizmów. Przy takich założeniach droga ewolucji
byłaby
tylko ślepym błądzeniem od jednej postaci do drugiej, przy czym jedynym
czynnikiem, w którym
można by poszukiwać celowego działania dla przemiany borsuka w tygrysa, byłby
dobór
naturalny, czyli mechanizm eliminacji borsuków i form pośrednich przez tylko im
nieprzyjazne
środowisko. Ponieważ jednak takie czynniki, jak zanikanie lasów czy nadmiar
wody, ochłodzenie
czy ocieplenie klimatu są także całkowicie losowe, w istocie o żadnej celowości
nie może tu być
mowy.
Co się jednak stanie, jeśli wykażemy, że ewolucja nie wymaga bardzo długiego
czasu (co
zostało w ostatnich latach już powszechnie uznane) i że w przyrodzie nie ma form
przejściowych
(co też jest faktem niepodważalnym)? A ponadto, że postać organizmów nie może
być zapisana
w genach (co spróbuję w tej książce wykazać) i wreszcie, że mutacje genów nie są
wcale tak
przypadkowe, jak się wydawało?
No cóż, wtedy jasne się stanie, że trzeba odejść od dotychczasowej wiary w
bezwład,
martwotę, pustkę mechanizmu wszechświata i uznać, że żyje on, myśli i oddycha,
jest
inteligentny, wrażliwy, przewidujący, czuły na najsłabsze sygnały, że mądrze i
celowo prowadzi
odwieczną pracę nad kierowaniem swych tworów ku coraz wyższym postaciom
istnienia.
Niezwykła złożoność przyrody i wyjątkowość zjawiska życia od dawna nasuwały tym,
których to zastanawiało, nie tylko intuicyjny, ale i rozumowy wniosek, że kryje
się za nimi coś
Strona 4
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
więcej niż tylko cząstki elementarne i ich fizyko-chemiczne oddziaływania. Tym
czymś była
narzucająca się, nieodzowna, nieodparta konieczność istnienia programu. Dziś, w
dobie
informatyki, tej oczywistości niepodobna już dłużej przemilczać czy pomijać.
5
Być może najbardziej zdumiewający pomnik ludzkiej głupoty i ograniczenia
wystawiają nam
ci uczeni, którzy utrzymują, że nieobjęte i niewiarygodnie złożone, a przy tym
niepojęcie
harmonijne dzieło budowy wszechświata i życia obywa się bez programu! I mówią to
ludzie,
którzy dobrze wiedzą, że nawet po to, by włożyć pantofle i zapaść w fotelu,
potrzebny jest
zamysł, potem plan i zgodne z nim działanie. Wprawdzie w obliczu wymownej
obecności
komputerów na ich własnych biurkach musieli się zgodzić, że taki program
istnieje, że jest
zapisany w genach, nadal jednak utrzymują, że powstał na drodze przypadkowych
mutacji
materiału genetycznego i że jego działanie nie wykracza w zasadzie poza obręb
gatunków.
Najnowsze odkrycia rozprawiły się już i z tym poglądem. Odczytana część DNA to
wyłącznie
program ograniczony do struktury białek i obsługi ich produkcji w komórce. W
dodatku nie
wyjaśniający, JAK został napisany. Gdy stało się to oczywiste, prawdziwie
dociekliwe umysły
jęły gdzie indziej poszukiwać objaśnienia, ruszając za tropem tajemniczej
„przyczyny
kształtującej”.
Koncepcja nie jest całkiem nowa. Już w czasach Platona, wiemy o tym z przekazów
filozofa,
istniało przekonanie o idealnych wzorcach dla każdej z widzialnych rzeczy.
Niematerialne
wyobrażenia doskonałej kuli, trójkąta czy koła, były wzorcami dla
materializujących się, w mniej
już doskonały sposób, kuł, kół czy trójkątów, odtwarzanych przez kryształy,
kwiaty czy też
ludzkie dłonie.
Do takiej idei „pól morfogenetycznych” powrócił w 1922 r. Aleksander Gurwicz w
Rosji i
niezależnie od niego, w 1925 r., Paul Weiss w Wiedniu. Pola te i zapisane w nich
wzorce
miałyby jakiś stopień „materialności”, byłyby jednak utworzone z substancji tak
rzadkiej i
wyposażone w tak małe energie, iż byłyby nieuchwytne dla naszych prymitywnych
urządzeń.
Ale mogłyby się z nimi łączyć najgłębsze warstwy naszego podświadomego umysłu,
który by je
odczytywał i stosował się do nich. W stałej łączności z nimi pozostawałyby też
żywe komórki
Strona 5
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
wszelkich organizmów, a także cząstki elementarne i molekuły, które z nich
czerpałyby wzory
dla swych kształtów, oddziaływań i zachowań. Kolejnymi zwolennikami idei stali
się Brian
Goodwin i ostatnio Rupert Sheldrake, który przedstawił najbardziej współczesną i
bodaj najlepiej
uzasadnioną wersję hipotezy pól morfogenetycznych.
Sheldrake określił ten nieznany czynnik, który jest odpowiedzialny za kształty
przyrody i
instynkty żywych istot, jako przyczynę kształtującą (formative causation).
Przyczyna ta
oddziaływałaby na struktury materialne poprzez rezonans morficzny (morphic
resonance)
tych
struktur z wzorcami istniejącymi w postaci pól morfogenetycznych (morphogenetic
fields),
(Rupert Sheldrake, A New Science of Life, Granada Publishing Ltd., 1983).
Morphe to po grecku kształt, genesis – powstawanie. Pola te, o nieznanym
charakterze,
utrwalają w sobie wzorce dla kształtów, procesów rozwoju i zachowań wszelkich
tworów
przyrody. Działają poprzez czas i przestrzeń, są wszechobecne. Według
Sheldrake’a:
„Rozwijający się organizm istniałby wewnątrz pola morfogenetycznego, a pole
prowadziłoby i
kontrolowało formę rozwoju tego organizmu”; (za: Reneé Weber, Poszukiwanie
Jedności, Nauka
i Mistyka, Wyd. Pusty Obłok, Warszawa 1990).
Pola te nie zostały raz na zawsze dane w skończonej i niezmiennej postaci w
chwili Wielkiego
Wybuchu. Gdy po raz pierwszy proton związał się z elektronem, tworząc pierwszy
atom wodoru,
stworzył wzorzec, za którym postępowały kolejne protony i elektrony, a każde
powtórzenie
utrwalało ten układ, nabierający wyrazistości i siły. Dziś, po miliardach lat
ciągłych powtórzeń,
wzorzec atomu wodoru jest niewiarygodnie mocno utrwalony i obdarzony olbrzymią
energią, a
także odporny na zmiany. Inne jednak wzorce, podatne są na zmiany; im młodsze,
tym podatność
większa. Stąd ciągłe przekształcanie się świata: przemiana jednych gatunków w
drugie, czy
odmiany ludzkich obyczajów.
6
Nie będę tu wnikał w prawdopodobne szczegóły pól morfogenetycznych. Sądzę, że
to, co
powiedziałem, wystarcza dla uchwycenia ogólnego sensu, a reszta zarysuje się
sama w miarę
rozwoju tej książki. Jej celem jest poszukiwanie, moimi własnymi drogami, owej
wciąż
tajemniczej, niewidzialnej podszewki świata materialnego, którą tworzą wzorce
morfogenetyczne, wskazanie jej obecności i uświadomienie roli pełnionej w
Strona 6
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
świecie zjawisk i w
życiu człowieka. Sądzę, iż niedaleka jest chwila, gdy poszukiwania te,
prowadzone po omacku i
niezbyt systematycznie przez nielicznych, osamotnionych badaczy, zostaną
zastąpione
prawdziwymi badaniami i zyskają miano dziedziny naukowej. Dziedziny nie nazwanej
jeszcze.
Zajmować się ona będzie zjawiskami z pogranicza nauki i obszaru
transcendentalnego, nie
sądzę jednak, aby można tu było mówić o wyraźnej granicy. Zapewne przejście
między tymi
dwoma obszarami odbywa się płynnie, jeden stanowi przedłużenie drugiego. Obszar
zjawisk
uważanych obecnie za transcendentalne, przechodzi w sposób ciągły w obszar
materialny. Oba
pozostają częściami tego, co nazywamy przyrodą. Tego dnia, gdy rzeczywistość pól
morfogenetycznych stanie się dla nas pewnikiem, to co transcendentalne usunie
się do jeszcze
głębszych poziomów istnienia.
Ponieważ nikt tego dotychczas nie zrobił, niechaj mi będzie wolno zaproponować
nazwę dla
tej nowej dziedziny badań, znajdującej się in statu nascendi. Uzasadnione będzie
jej złożenie z
dwu słów, z greckiego mystikós – tajemny i łacińskiego natura – przyroda, jako
że mamy do
czynienia z tajemniczymi zjawiskami przyrody. Tak więc otrzymalibyśmy
spolszczone
brzmienie: misnatyka (angielskie: the mysnatics).
Zbyt mała okaże się też pojemność nazw przyjętych już kilkanaście lat temu przez
Sheldrake’a. Stało się oczywiste, że jego pola morfogenetyczne określają nie
tylko kształt
organizmów i instynkty, ale także programy życia umysłowego, programy pamięci,
świadomości,
wzorce zachowań pojedynczych i całych ich łańcuchów, wzorce uczuć, stanów
umysłu, a w
końcu nadrzędne wzorce „operacyjne”, zawierające programy powstawania nowych
wzorców,
ich wymazywania, ich przekształcania i łączenia się jednych z drugimi. Pośród
nich także
potężny, jeden z najważniejszych, wzorzec-program tego zjawiska, jakim jest
materia ożywiona.
Tak więc misnatyka operowałaby pojęciami takimi jak wzorce misnatyczne, mające
postać
pól misnatycznych, wchodzących w rezonans misnatyczny z tworami, które nazywamy
obecnie materialnymi.
7
Tajemniczy płaskowyż
W 1976 roku spędziłem szereg tygodni w tropikalnym, deszczowym lesie w dorzeczu
Orinoko. Przedzierając się z maczetą przez gąszcze, co krok napotykałem roślinne
konstrukcje,
pochodzące jakby wprost z kreślarskich desek inżynierów.
Widziałem czterdziestometrowe pnie wznoszące się ku górze stalowoszarym
Strona 7
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
kadłubem,
podobnym do nóg platform wiertniczych i tak samo jak one mające u podstawy
potężne trójkątne
przypory, jakby wycięte ze stalowych płyt i przyspawane do drzewa. Z bliska
można się było
przekonać, że i one są żywym drewnem, stanowiącym jedność z pniem. Roślina
znalazła więc
nowy sposób przyrastania tkanek. Nie koncentryczny, wokół osi pnia i konarów,
ale płytowy.
Największe z owych trójkątnych płyt osiągały powierzchnie około sześciu metrów
kwadratowych, przy grubości od kilku do kilkunastu centymetrów.
Napotykałem też drzewa, które w inny sposób broniły się przed przewróceniem. Ich
pień,
podzielony przy ziemi na liczne ramiona, tworzył piramidę czy też stożek, o
podstawie
wielokrotnie szerszej niż średnica właściwego, pojedynczego pnia.
Widziałem pnącza wpełzające na drzewa spiralą okrążającą pień. Chroniło je to
przed
odpadnięciem od sztywnej podpory. A także inne, osiągające ten sam cel odmiennym
sposobem
– pełzały wzwyż prosto, jak pręty stalowe, trzy, pięć albo dziesięć takich pędów
z różnych stron
pnia, niczym do niego nie przyczepione. Pomiędzy sobą jednak łączyły się
ukośnymi
wyrostkami, tworząc plecionkę otaczającą drzewo.
Oglądałem też liany, przerzucone od drzewa do drzewa, jak wiszące mosty. Miały
łodygi
przypominające płaskie taśmy szerokości dłoni. Środkiem tej taśmy biegł ciąg
falistych wgłębień
i wypukłości, które usztywniały lianę, podobnie jak kratownica mostowa, z tą
jednak przewagą
nad dziełem inżynierów, że działała skutecznie we wszystkich płaszczyznach.
Lecz absolutnym „przebojem” okazał się Ficus benjamina, drzewko hodowane także w
Europie. Jego pień spleciony z czterech, zawsze czterech, nie zrośniętych ze
sobą łodyg, wprawił
mnie w najwyższe zdumienie. Gdy wtedy oglądałem fikusy w tropikalnym lesie,
podziwiałem
jedynie genialny „pomysł” drzewa, które tym sposobem uodporniło się na działanie
wielokroć
większych sił, niż gdyby pień był pojedynczy o tej samej średnicy.
Zafascynowany, zrobiłem
wówczas szkice. Dopiero po latach, pisząc tę książkę i oglądając ówczesne
rysunki,
zrozumiałem, jak cenne mam w ręku wskazanie, że kształtu pnia nie określają
geny.
Przecież gdyby tak było, oznaczałoby to, że komórki wzrostowe, u szczytu każdej
łodygi,
znają swoje położenie w przestrzeni, w stosunku do trzech pozostałych łodyg,
znają swój kolejny
numer i swoje miejsce w splocie, aby zgodnie z tym móc zaginać łodygę. I robić
to we właściwej
chwili, we właściwym kierunku i pod właściwym kątem, w ścisłym współdziałaniu z
Strona 8
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
pozostałymi trzema łodygami. Niepodobna sobie wyobrazić, by komórki drzewa,
ukryte pod
korą, miały taką orientację i zdolność dokonania pomiarów. Lecz to jest
mniejszym problemem
w porównaniu z samym matematycznym zapisem splotu. Oczywiście, my umiemy to
zrobić.
Krzywe zakreślane przez łodygi dają się ująć względnie prostym wzorem. Wzór
można zapisać
8
liniowo, kodem binarnym i umieścić na nici DNA, wyrażony za pomocą kodonów
zasadowych,
oznaczających „jeden” oraz „zero”.
Trudności zaczynają się w chwili, gdy sobie uświadomimy, że komórki musiałyby
prowadzić
nieomylną „nawigację” w przestrzeni. Aby zaginać łodygę w idealnej zgodzie z
matematycznym
zapisem, musiałyby mieć stały, przestrzenny układ odniesienia. On by pozwalał
określać trzy
przestrzenne współrzędne dla każdej z komórek. Takiego układu nie ma i nie
istnieje też aparat
komórkowy, zdolny do prowadzenia tego typu pomiarów. Nie ma, tym bardziej,
pamięci, która
by notowała, jakie fazy budowy są już zakończone. Dopiero na tej podstawie
hipotetyczne
centrum logistyczne komórek mogłoby decydować o następnym, konstrukcyjnym kroku.
Lecz
tego typu centrum komórki też nie mają. Dlatego jedynym, narzucającym się
przypuszczeniem,
jest hipoteza wzorca, swoistego szablonu, istniejącego poza komórkami i
oddziaływującego na
nie z zewnątrz.
Zostańmy jeszcze nad Orinoko. Znalazłem się na płaskowyżu, wyniesionym ponad
otaczającą
równinę blisko tysiącmetrowymi, pionowymi ścianami. Była to jakby wyspa na
powierzchni
Ziemi, zwana przez Indian tepui. Płaskowyż Sarisarińama był niedostępny dla
ludzi –
wylądowaliśmy tam helikopterem – lecz zamieszkany przez liczne, endemiczne
gatunki roślin.
Jedna z nich, nosząca nazwę Brocchinia hechtioides, rosła lub lepiej powiedzieć
przebywała na
pozbawionych gleby powierzchniach kwarcytowych.
Kwarcyt to półprzeźroczysta, różowa, twarda jak stal i podobna do szkła skała.
Padające tam
często ulewne deszcze sprawiają, że każdy kamyk czy ziarenko ziemi są
natychmiast zmywane w
przepaść bezdennych szczelin. Jak więc poradziły sobie rośliny nie mające się w
czym
zakorzenić? Po prostu zrezygnowały z tego! Takie określenie sugeruje jednak akt
świadomy.
Używam go celowo, bo w tej nagłej zmianie obyczaju rośliny z pewnością brał
udział inny
Strona 9
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
czynnik niż przystosowywanie się drogą przypadkowych mutacji, trwających tysiące
tysiącleci.
Korzenie, pospolicie służące do zakotwiczenia rośliny w podłożu i do
zaopatrywania jej w
czerpaną z gleby wodę i składniki odżywcze, tutaj zmieniły swe funkcje. Nie
mogąc zagłębić się
w szklanej płycie, całkowicie odsłonięte, tworzyły sztywne, nie trój- ale
wielonogi
podtrzymujące krzaczek, który można było przestawiać ręką z miejsca na miejsce.
Zadanie
zaopatrzenia rośliny w wodę musiały więc przejąć mieczykowate liście. Rosnąc
pionowo ku
górze i zachodząc na siebie krawędziami, utworzyły głębokie i szczelne kielichy,
chwytające
wodę deszczową, skąd była ona rozprowadzana po całej roślinie, także w dół, do
korzeni, choć
zazwyczaj obieg płynów w tkankach roślinnych odbywa się w przeciwnym kierunku,
wbrew sile
ciążenia.
Lecz nie koniec na tym. Te sztuczne zbiorniczki cennej wody zostały natychmiast
wykorzystane przez inne gatunki. Pojawiły się w nich liczne pierwotniaki i
owady, a wpadające
do nich nasiona kiełkowały, wyrastały w okazałe roślinki i zakwitały. Niektóre
Brocchinia
wyglądały jak żywe wazony z bukietami nie swoich kwiatów. Wyjmując taki bukiet z
wody
można było zaobserwować na jego korzeniach cały system błoniastych baloników
wypełnionych
wodą. To dopiero przezorność i nieufność wobec gospodarza! Zdarzały się przecież
dłuższe
okresy bezdeszczowe lub wyciekanie wody z „wazonu”. A roślina, która miała
własny zapas w
pęcherzykach, mogła się tego nie obawiać.
Można by w nieskończoność ciągnąć opowieść o tym łańcuchu wzajemnych zależności,
jakimi spleciona jest amazońska puszcza, o tych wynalazkach, przemyślnych
zastosowaniach
nieodmiennie nasuwających myśl o jakimś rodzaju inteligencji, stymulującej ich
powstawanie.
Paleontologia i anatomia porównawcza, wspierane przez genetykę i biochemię, nie
pozostawiają wątpliwości, że gatunki mają wspólne pochodzenie. Mechanizm
ewolucji, nawet w
jego najbardziej uwspółcześnionym, neodarwinowskim wydaniu, co jednak odczuwa
intuicyjnie
9
wielu laików, a zaczyna uznawać coraz większa liczba biologów, jest nie do
utrzymania.
Skłaniają się do tego najwybitniejsi biolodzy, często wyrażając swoje poglądy w
okrężny albo
żartobliwy sposób, aby nadmiernie nie szokować kolegów, wyznających jeszcze
tradycyjne
poglądy.
Francis Crick, nagrodzony Nagrodą Nobla za współudział w odkryciu kodu
Strona 10