Table Of ContentErich Fromm
O sztuce
miłości
BIBLIOTEKA NOWEJ MYŚLI
W SERII Z WODNIKIEM
ukazały się m.in.:
Richard Bach
MEWA
Roger E. Allen
SZKOLĄ MENEDŻERÓW KUBUSIA PUCHATKA
Gary Zukav
TAŃCZĄCY MISTRZOWIE WU LI
SIEDLISKO DUSZY
Carol S. Pearson
NASZ WEWNĘTRZNY BOHATER
Erich Fromm, D. T. Suzuki, Richard de Martino
BUDDYZM ZEN I PSYCHOANALIZA
D. T. Suzuki
WPROWADZENIE DO BUDDYZMU ZEN
Erich Fromm
MIEĆ CZY BYĆ?
REWOLUCJA NADZIEI
MIŁOŚĆ, PLEĆ I MATRIARCHAT
ANATOMIA LUDZKIEJ DESTRUKCYJNOŚCI
KRYZYS PSYCHOANALIZY
PSYCHOANALIZA A RELIGIA
ZERWAĆ OKOWY ILUZJI
Daniel Quinn
IZMAEL
OPATRZNOŚĆ
Carlos Castaneda
NAUKI DON JUANA
ODRĘBNA RZECZYWISTOŚĆ
PODRÓŻ DO IXTLAN
OPOWIEŚCI O MOCY
DRUGI KRĄG MOCY
DAR ORLA
WEWNĘTRZNY OGIEŃ
POTĘGA MILCZENIA
SZTUKA ŚNIENIA
AKTYWNA STRONA NIESKOŃCZONOŚCI
Fritjof Capra
TAO FIZYKI
Erich Fromm
O SZTUCE
MIŁOŚCI
Przełożył
Aleksander Bogdański
Wstępem opatrzył
Marcin Czerwiński
DOM WYDAWNICZY REBIS
POZNAŃ 2001
Tytuł oryginału
The Art of Loving
Copyright © 1956 by Erich Fromm
Published by arrangement with Harper Collins Publishers, Inc.
All rights reserved
Copyright © for the Polish edition by REBIS Publishing House Ltd.,
Poznań 2000
Redaktor V wydania
Katarzyna Raźniewska
Opracowanie graficzne
Jacek Pietrzyński
Fotografia na okładce
Flash Press Media
w
I^MBLIOTEKA^s
&T3Ó2714
Wydanie V poprawione (dodruk)
Wydanie I ukazało się w 1971 roku
nakładem Państwowego Instytutu Wydawniczego
ISBN 83-7120-995-9
Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o.
ul. Żmigrodzka 41/49, 60-171 Poznań
tel. 867-47-08, 867-81-40; fax 867-37-74
e-mail: [email protected]
www.rebis.com.pl
Fotoskład: Z.P. Akapit, Poznań, ul. Czernichowska 50B, tel. 879-38-88
Wstęp do wydania polskiego
Najbardziej spopularyzowane dzieła Ericha Fromma -
jak choćby Ucieczka od wolności - łączą punkt widzenia
uczonego teoretyka z postawami społecznego wizjonera mo
ralisty, nauczyciela życia, a także lekarza. W zasadzie nie
inaczej jest w przypadku książki O sztuce miłości. Tutaj
jednak w najmniejszej chyba mierze uwzględnione zostały
naukowe podstawy poglądów, najsilniej zaś ujawnił się za
miar bezpośredniego wychowawczego oddziałania na czy
telników.
O sztuce miłości nie prezentuje ani teorii osobowości, ani
teorii popędów, choć niewątpliwie wspiera się o wieloletnią
pracę, o rozległe dociekania autora prowadzone w tych dzie
dzinach. Książka ta ma być przede wszystkim doradcą, do
radcą bardzo osobistym, pomocnym w kwestii „jak żyć”.
Wielokrotnie książka przywołuje czytelnikowi wspomnie
nie wizyty u lekarza, tak bardzo ten „seans pedagogiczny”
przesycony jest pragnieniem autora, żeby znaleźć radę na
każdą okoliczność, tak bardzo czuje się tu konstruktywny
praktycyzm gabinetu psychoanalityka. Już samo ustawie
nie problemu zasadniczego nosi w sobie wyraźne ślady ta
kiej postawy. Miłość, jak ją rozumie Fromm, to w gruncie
rzeczy nie tyle uczucie, ile sposób zaangażowania człowieka
wobec bytu, świata w ogólności, sposób zaangażowania wo
bec społeczeństwa w dialogu, jakim jest działanie publiczne,
praca, twórczość. Związek erotyczny, miłość dziecka, miłość
braterska czy rodzicielska, przyjaźń - byłyby to w tym ro
zumieniu całej sprawy jakby wyspecjalizowane przypadki
o szczególnych barwach i znacznej intensywności uczucio
wej, przypadki owej predyspozycji ogólniejszej, owego nie
ustającego porywu.
5
Tak rozumiejąc miłość, stawiając ją więc w rzędzie kate
gorii, jakimi zajmowali się filozofowie, zapewnia Fromm, że
jest ona „sztuką”, nadaje on przy tym temu słowu senstec/i-
ne - umiejętności wyćwiczalnej, jak wyćwiczalna jest tech
nika gry fortepianowej czy obróbki drewna.
Cóż, oczywiście wobec wszystkiego, co pedagog chce wpo
ić, przyjmuje on roboczo założenie, że jest to wyuczalne.
W przeciwnym razie nie byłoby sensu się trudzić. Rzecz jed
nak w tym, że dla przyswojenia sobie pewnych postaw, pew
nych rodzajów zaangażowania totalnych i ostatecznych po
trzeba skali przeżyć i wyobrażeń, które wyrastają ponad to,
co kojarzymy z ideą ćwiczenia technik. Nie wyklucza to
przekazywania takich postaw, takich rodzajów zaangażowa
nia, wydaje się jednak, że udzielać się one mogą na drodze
innego typu kontaktu i w sferze innych problemów, że cho
dzi tu nie o wdrażanie w techne, lecz w sophia, nie w umie
jętność, lecz w mądrość. Gdy przyuczamy kogoś do biegłe
go posługiwania się klawiaturą, nie możemy nie wziąć pod
uwagę np. niewydolności małego palca. Jeśli jednak chcemy
obudzić w kimś zdolność przeżywania muzyki, kwestie, ja
kie się tu nastręczają, należeć będą do innej sfery. Nabycie
zdolności przeżywania muzyki może oznaczać gruntowną
odmianę osobowości. W jednym wypadku problemy były na
poziomie palcówek i biegłości technicznej, w drugim obja
wić się mogą człowiekowi aspekty życia, jakich nie przeczu
wał, otworzyć się może cały nowy świat i jego tragiczny wy
miar. Kiedy Fromm przekazuje główną swą naukę, kiedy
powiada, że należy zatracić swój egoizm wobec człowieka,
zbiorowości czy sprawy, którym poryw nasz poświęciliśmy -
przemawia jak moralista, jak filozof. Kiedy natomiast radzi,
aby sobie w tym pomagać ćwiczeniem kontemplacyjnym
trwającym około dwudziestu minut, aplikowanym przed
udaniem się na nocny spoczynek — zachowuje się jak lekarz,
który jest przekonany, że pacjentowi za niepokój, jaki prze
żył, należy się przynajmniej recepta na pigułki do zażywa
nia trzy razy dziennie przed jedzeniem.
Proszę, niech się żaden lekarz za te słowa nie obraża.
Każdy rozumie, że pole działania medycznego jest ograni
6
czone, jest ono wąskotechniczne; zrozumiała jest równo
cześnie potrzeba, wprost konieczność, wlania w pacjenta na
dziei.
Ale przecież wiemy też wszyscy, że kiedy lekarz opuszcza
swoje pole techniczne, kiedy ma przeciw sobie całą rozległą
złożoność życia, kiedy mówi pacjentowi: „Trzeba zachować
spokój, unikać konfliktów”, nie udziela w istocie żadnej rady,
wyraża jedynie bezradność medycyny.
Nie w tym więc rzecz, że Fromm przejawia postawę za
troskanego terapeuty, lecz w tym, że jego apel filozofa-mo-
ralisty ukrywa wiele z zawartych w nim implikacji.
Fromm jest Europejczykiem, niegdyś obywatelem nie
mieckim, który w czasach nazistowskich schronił się w Sta
nach Zjednoczonych. Nieraz występował on jako krytyk
amerykańskiego pragmatyzmu, niemniej i coś z niego prze
dostało się do Sztuki miłości, coś, co paradoksalnie przypo
mina „metodę doktora Cue”.
Pewne partie tej książki układają się w „Vademécum czło
wieka miłującego” czy w „Vademécum człowieka prawdzi
wie zaangażowanego”. Wizja egzystencji miłującej zmierza
u Fromma do eliminacji konfliktów oraz eliminacji tragi
zmu — atrybutów, które historia uparcie łączy przecież z ży
ciem i ludzkim losem.
Nasze najlepsze, najbardziej autentyczne porywy anga
żują nas przecież nieraz w konflikty ukryte czy otwarte.
Autor O sztuce miłości chce oddalić zarzuty, które go mogą
spotkać z tej racji, że jego model spraw tego nie uwzględnia,
że nie bierze pod uwagę przypadku „miłowania przeciw ko
muś”. Tu Fromm powiada, że choć tak jest, strony zaangażo
wane głęboko i autentycznie w taki spór, w „świętą wojnę”,
odnajdują po czasie kontakt, pojednanie w nadrzędnej praw
dzie, która godzi adwersarzy. Bardzo to piękne i z pewnością
nieraz prawdziwe. Ale co z wojnami mniej świętymi? Co
począć z rozdarciem pomiędzy różne lojalności, różne umi
łowania? Co z konfliktem racji bliższych i szczegółowszych -
jak miłość rodziny czy ojczyzny - i ogólniejszych, z humani
tarną solidarnością na czele? Całe morze antynomii i kon
fliktów otacza egzystencję zaangażowaną i trudno się oprzeć
7
wrażeniu, że Fromm chciałby przez to morze przejść suchą
nogą.
Generacje wizjonerów, przywódców, filozofów uczyły nas
nie tracić z oczu człowieka, który np. tkwi we wrogim mundu
rze lub który kryje się za rolą, jaką przyszło nam zwalczać.
Nie chcę przecież tutaj podważać niczego z tej najcenniej
szej spuścizny. Rzecz jednak w tym, że konflikty są równie
rzeczywiste jak pojednania w nadrzędnej prawdzie, dostrze
ganie zaś brata po drugiej stronie frontu nie przynosi rado
ści, nie jest unią, przynosi gorzki smak tragedii i unaocznia
rozdarcie.
Z psychoanalitycznego gabinetu Fromma wyszły słowa
pociechy nawet dla postaci, o której autor, praktykujący
i u Marksa, wie, że tkwi w środku poważnego konfliktu spo
łecznego — dla biznesmena. Tego niewątpliwie zatroskanego
o siebie czytelnika autor zapewnia, że i on uczestniczyć
może w pełnej egzystencji miłującej. Fromm nie widzi gro-
teskowości tej swojej skwapliwej troski, by nikogo nie wy
puścić bez słowa pociechy.
Powie mi ktoś z pewnością, że tyle zgryźliwej iiytacji wyra
zić powinienem nie we wstępie do książki, ale w recenzji od
radzającej wydawnictwu przyswajanie jej polskiemu rynkowi.
Nie zgodzę się z tym jednak. Uwaga taka byłaby słuszna,
gdyby to, co napisałem, obrazowało w pełni myśl Fromma.
Tak jednak nie jest.
Najwięcej miejsca w tej książce zajmuje analiza dwu od
mian miłości w znaczeniu tego słowa najpowszechniejszym -
miłości kobiety i mężczyzny oraz miłości rodziców i dzieci.
Wiele miejsca zajmuje także ta sfera przeżyć, która ogarnia
uczucia braterskie i przyjaźń. O ile autor źle znosi konfron
tację z publiczną płaszczyzną egzystencji i z historią, o tyle
w tej sferze najściślej mikrospołecznej ujawnia bardzo szczę
śliwe połączenie idei wysuniętych ze - zrewidowanej zresz
tą - tradycji psychoanalitycznej z dużą intuicją psychologicz
ną, doświadczeniem tak badawczym, jak bezpośrednio prze
żytym.
Wiemy, źe miłość łączy często pary pustoszącą wewnętrz
nie więzią niewolniczych zależności i tajonych satysfakcji
8